Eliam wymówił się od dalszej rozmowy i ruszył ku innym swoim podopiecznym, którzy zjawiali się na plaży. Dzięki temu ojciec z synem mieli jeszcze trochę czasu dla siebie. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jakby chcieli w tych ostatnich godzinach przekazać drugiemu jak najwięcej. Choć wiedzieli, że i tak coś zostanie niedopowiedziane, że o czymś przypomną sobie dużo później, a nie będzie możliwości, by już przekazać tych wieści. Jednak starali się o tym nie myśleć i czerpali radość ze swojej obecności.
W międzyczasie przybyli pozostali marynarze. Przynosili ze sobą niewielkie bagaże, w których mieściły się między innymi cenne dla nich pamiątki. Miały im później przypominać o bliskich i Ojczyźnie. Niektórzy jednak decydowali się niczego takiego nie zabierać. Nie chcieli, by ich myśli ciągnęły do miejsca i osób, których nie ujrzą już nigdy za życia.
Przyszła też reszta rodziny Daseana. Podeszli do niego, a matka dała mu kosz ze smakołykami, nad których przygotowaniem spędziła część nocy. Przyjął go z ogromną radością. Potem wdał się w dosyć luźną pogawędkę z bliskimi, co na chwilę pomogło mu zapomnieć o zbliżającym się rozstaniu.
W końcu nie można było dalej przedłużać rozmów. Trzeba było dostać się na pokład, zabrać do pracy i odpłynąć, nim minie cały dzień. Jednak jakoś nikt z marynarzy nie umiał tego uczynić. Wiedzieli, że gdy tylko wejdą do łódek, nie będą mogli się wycofać. I choć przygotowywali się do tego dnia od miesięcy, teraz zabrakło im sił, by opuścić Ojczyznę.
– Płyńcie już – rzucił Masean do syna. – Daj im przykład, bo inaczej nie wyruszycie nawet za sto wiosen.
– Łatwo powiedzieć – odparł Dasean.
Nie umiał ot tak odejść. W Ojczyźnie zostawiał rodzinę i przyjaciół, którzy postanowili nie opuszczać domów. Wiedział, że nigdy więcej ich nie zobaczy. Nigdy więcej z nimi nie porozmawia na żaden temat. Nigdy nie będzie miał już okazji z nimi się śmiać i kłócić. Nigdy…
– Ojciec ma rację – Fissean przerwał rozmyślania brata. – Jeśli ty nie dasz przykładu, nikt się nie ruszy. Nie stój więc jak pień.
Trwa ładowanie...