Wzrok utkwił w granicy fal. Z daleka zdawały się dosyć łagodne, ale poznał już ich niszczycielską siłę, która chroniła wyspę jego ludu. Tylko dzięki tej granicy mogli żyć spokojnie przez ostatnie wieki. A teraz zamierzał ją pokonać. Wiedział, że pas, który mogą przekroczyć jest na tyle szeroko, że statek bez problemu się zmieści. Ale i tak czuł kropelki potu na czole i dłoniach, gdy zbliżali się do granicy. Mocniej zacisnął palce na sterze i musiał się upomnieć, by poluzować chwyt.
Fissean stał obok milcząco. W razie potrzeby zamierzał wesprzeć brata, przejąć ster czy zrobić cokolwiek innego, co miało być konieczne. Na razie jedynie stał i starał się nie patrzeć kapitanowi na ręce. I tak ten wystarczająco się denerwował.
Dasean wziął znów głębszy oddech, próbując zapanować nad lękiem. Byli coraz bliżej. A wyobraźnia wciąż przypominała mu o statku Riseana. O tym, jak się rozbił na falach. Jak omal nie zatonęła cała załoga. Nie myśl o tym, upomniał sam siebie. Ale obraz znów się pojawił w jego głowie.
– Spokojnie – szepnął stojący obok Eliam. – Przepłyniesz. Zaufaj mi.
Dasean jedynie pokiwał głową. Żadne słowa nie chciały przejść przez ściśnięte gardło. Poradzimy sobie, pomyślał i pozwolił, by statek wpłynął na falę.
Tak jak się spodziewał, dziób zadarł się ku niebu, jakby łódź chciała rozpostrzeć skrzydła i wzlecieć. Właśnie to był decydujący moment. Czy zdołają pokonać przeszkodę? Czy ona pokona marynarzy? Z gulą wypełniającą gardło czekał, co się wydarzy. Miał wrażenie, że minęły całe godziny, nim statek z powrotem osiadł na wodzie i spłynął po drugiej stronie granicy. Po chwili wpadł w nurt, który miał odrzucić jak najdalej. Oszołomiony Dasean w pierwszej chwili stracił panowanie nad łodzią, ale zaraz ją odzyskał.
– Przepłynęliśmy – powiedział z niedowierzaniem, a zaraz wykrzyknął: – Przepłynęliśmy!
Cała załoga zawtórowała mu w radości.
Trwa ładowanie...