JEM PIEC Z CHLEBA - wywiad dla portalu ePrawda (2019).

Obrazek posta

Trudno to, co robi, zakwalifikować do konkretnego zawodu. Nam powiedział, że najlepiej zna się na modzie i wkrótce planuje założyć swoje własne czasopismo. Jest znany z ciętego języka i odwagi w poruszaniu niewygodnych tematów. Przed Wami Bartek Fetysz — w krótkiej rozmowie o mediach, celebrytach, nowych czasach i Londynie gdzie mieszka od wielu lat. Jest urodzonym emigrantem, ale dziennikarski wzrok ciągle ma skierowany na Polskę. Rozmawia: C.Gretkus

Portal Eprawda.pl: Masz bogaty życiorys. Jadłeś piec z niejednego chleba jako autor. Mieszkasz w Londynie. W Twoim oficjalnym bio napisano, że jesteś dziennikarzem, publicystą i pisarzem. W czym jesteś dobry? Na czym znasz się najlepiej?

Na jedzeniu pieca z chleba! Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać… Ale mamy start! Czy to może być tytuł tego wywiadu? Fetysz: “Jem piec z chleba” ha, ha! OK, Fetysz, opanuj się. Ktoś czyta oficjalne bio na stronach? Myślałem, że to jak z Tinderem — patrzysz tylko na zdjęcia. Poczekaj, sprawdzę, bo nie wiem nawet, co tam jest napisane. “Dziennikarz, felietonista, autor”. No zgadza się. Dziennikarstwo studiowałem, rzuciłem w trakcie trzeciego roku, bo jako jedyny publikowałem już w mediach, a reszta uczyła się pisać. Pisania zaś nie można się nauczyć, to jest talent — masz albo nie. Felieton to moja ulubiona forma dziennikarska, a w ubiegłym roku napisałem książkę “Obudziłem się trochę podły” i zostałem autorem zbioru felietonów. Zatem wszystko się zapętliło. Odhaczone. Zagranicą mieszkam od 9 lat.

Najlepiej znam się na jedzeniu. I na rozśmieszaniu ludzi. Powinienem być z zawodu jakimś komediantem. Opowiadałbym historie z życia wzięte, bo moje życie to komedia. Momentami dramatyczna. Kiler zawsze powtarza mi: “U wszystkich normalnie tylko u ciebie zawsze coś”. To prawda. Jak na lotnisku nie rozbiję butelki wiśniówki przed odprawą otwierając torbę, to zostanę ofiarą mobbingu w pracy. Ja wierzę, że to się dzieje po coś. Jak napiszę autobiografię, to dostane Pulitzera. Nike nie chcę. Nike tylko noszę.

Notki bio czytają pewnie tylko dziennikarze, żeby się czepiać i drążyć. A może jesteś blogerem? Bo „dziennikarze” to gatunek wymierający. Internet i social media wszystko wywróciły do góry nogami — licencje na pisanie może mieć dziś każdy. Do tego mamy influencerów i instagramowych celebrytów. Trudno się w tym wszystkim połapać i ogarnąć kto jest kim. Dobrze się czujesz w nowych czasach?

Nowe czasy to patologia. Dzisiaj jak jesteś celebrytą, to masz licencje na wszystko – na pisanie także, nawet jak jesteś pół debilem. Na bycie role model, kiedy na twarzy masz wymalowany brak mózgu i oczy tęskniące za rozumem. Kim jest Influencer? Na mnie nie ma żadnego wpływu. Do dzisiaj zastanawiam się, kim są ludzie śledzący Kardashianów. Albo taką Angelikę Muchę — celebrycką stalkerkę, która jeździ za znanymi facetami i ich dotyka, a potem relacjonuje to w mediach. Zatem z tego wszystkiego, to ja wole być, jak to powiedziałeś, gatunkiem wymierającym, dziennikarzem, bo to szlachetne. Często okupione ciężką pracą i marnym wynagrodzeniem. Ale ja się nie sprzedaję. Nic nie reklamuję. Pisałem teksty na tak zwane zamówienie, próbowałem parę razy z marnym skutkiem, bo “jesteś za szczery”, “Polska nie jest na Ciebie gotowa”. Po co zatrudnia się Fetysza, skoro się go później chce spiłować?

Bloger to autor bloga. Ja nie prowadzę bloga. Moje teksty publikowane są w mediach.

To moja praca. Z niektórych robi się newsy. Albo skandale, jak przy okazji mojego postu na temat pewnej piosenkarki, której ksywy do końca życia nie wymienię. Jeśli gdzieś ukazuje się krytyka polskiego VOGUE’a, to bankowo jest pod nią moje nazwisko. Reszta medialnej hucpy się nie odważy. Niby nikomu się nie podoba, ale na Instagramie każdy wrzuca sobie selfie z tym przeintelektualizowanym gównem za dwadzieścia zeta. Bo każdy ma coś do stracenia, a każdy chciałby w tym VOGUE jednak pisać. Ja też chciałem, jak poszła informacja, że się ukaże polska edycja. Ale nie ma szans. I to nie dlatego, że nie potrafię. To redakcja hermetycznie zamknięta, promująca siebie nawzajem z naczelnym pozbawionym kompletnie stylu i jakiegokolwiek talentu do prowadzenia takiego czasopisma. Krzesło dostał ze względu na znajomości, bo przecież nie za zasługi. Bo jakie? Szukałem w Internecie, nie ma. Są tylko marynareczki po jakimś wujku Sebie i zdjęcia z “elytami”. Jak to możliwe, że w ciągu roku VOGUE nie wypromował żadnego polskiego talentu? Co on w ogóle wypromował? Juergena Tellera, który może gdyby się zajął zdjęciami penisów w erekcji to wreszcie miałby prosty kadr, bo te z natury są skrzywione.

Muszę nadrobić zaległości i kupić tego VOGUE’a. Albo iść do modnego fryzjera i przeczytać za free — u fryzjerów przeważnie leżały na stoliczkach w poczekalniach te magazyny o modzie i stylu na kredowym papierze. Czytałem tylko na necie, że połowa numeru polskiego VOGUE’a to reklamy, czyli to taki TVN w wersji papierowej. Z tego, co piszesz wynika, że nie jesteś i nie chcesz być „trendy”. Ja zresztą też nie, ale inny być nie potrafię. Czy te medialne patologie, o których mówisz, nie są po prostu następną fazą rozwoju showbiznesu? Wszystkim tam chodzi o hajs, a intelektualna otoczka, to tylko owijanie gówienka w błyszczący celofanik. Tylko że jakiś dociekliwy internauta może Ci zarzucić, że „nic nie sprzedajesz”, bo nikt nie chce Cię kupować.

Nie kupuj tego. Wino sobie kup. Lepiej wchodzi. Opiniami dociekliwych internautów przejmowałem się do czasu, kiedy próbowałem nimi zapłacić za czynsz i rachunki. W życiu zaś trzeba być sobą, nie trendem. Ludzie wychwytują doskonale maski i przebrania. Mogą się nabrać na kilka minut, ale odróżniają ściemę od prawdziwej twarzy. I dlatego niektórzy stają się momentalnie przeszłym trendem. Sezonówką. Mnie jakoś się udaje trwać kolejny sezon. Ale ja też szczycę się bardzo inteligentną publiką, która potrafi prowadzić dyskusje. Jest takie słowo w angielskim, które uwielbiam. Dope. Moi Czytelnicy są właśnie DOPE.

Manuela Gretkowska Cię lubi. Fajnie zrecenzowała Twoje teksty. Ona twierdzi, że polscy faceci są do dupy, że teraz jest czas kobiet. Zgadzasz się z tą opinią?

Nie wiem, czy lubi. Nigdy nie poznaliśmy się osobiście, rozmawialiśmy tylko kilka razy przez telefon. Dla mnie rozmowa z nią, to jak dla katolika nabożeństwo. Ona jest moją wyrocznią. Uczyłem się pisania na jej książkach. Mam wszystkie. Gretkowska to jest najwyższy poziom myślenia. Miałem prawie orgazm, kiedy zgodziła się swoim nazwiskiem wesprzeć moją książkę. To chyba marzenie każdego debiutanta, żeby zostać poklepanym po plecach przez swojego idola? Manuela nie ma sobie równych. Jak ona zdzieli tekstem, to jest Armageddon.

Polscy faceci nie są do dupy, tak samo jak do dupy nie są polskie kobiety. Niepotrzebne generalizowanie. Nie wiem czy to czas kobiet. Wydaje mi się, że czas dialogu. I emancypacji mężczyzn. Bo faceci są ostatnio w dupie. Pogubieni w nowoczesności nie potrafią się odnaleźć w nowej roli. Dzisiaj trzeba być partnerem, nie tylko finansowym filarem domu i dzieciorobem. Trzeba być ojcem, a nie każdy mężczyzna jest świadomy, na czym bycie rodzicem polega. Bynajmniej bowiem nie na zapłodnieniu i pójściu do pracy. Dzieci też nie są od spełniania niespełnionych marzeń swoich ojców i matek.

Jeden z Twoich czytelników napisał, że „uwielbia te Twoje hejciki” — zdajesz sobie sprawę z tego, że piszesz mocnym językiem? Bezkompromisowo. Twardo. A kiedy wchodzisz na nośne społecznie tematy, to czasami robi się gorąco. Ile w takim bezkompromisowym stylu jest kreacji, a ile prawdziwego Bartka Fetysza?

Kreacje to mi się zdarza na siebie zakładać. Siebie na nic nie kreuję. Po co? Mówiłem już, że ludzie wyczuwają fałsz, dlatego akcje Rozenek-Majdan powoli się sypią. Hurtowo zaczęła zatem sprzedawać wszystko, żeby zdążyć przed swoim końcem. Od nikomu nieznanej żony aktora do ultra-Influencerki, słupa reklamowego. Ale szanuję ją za to, że mówi wprost, że reklamuje rzeczy, aby zapewnić swoim dzieciom studia i przyszłość. To bardzo dobra matka, zakochana w swoich dzieciach. Nie można jej tego odebrać. Nie rozumiem komentarzy uwłaczających jej pod tym względem. A że bywa komediantką? Może to jej ukryty talent…
Co do mojego języka — operuję takim, jakim mówię na co dzień. Może z twarzy wyglądam jak opasły cherubinek, ale słownie to jestem zwykły dresiarz. Poczekaj, to źle brzmi. Aż tak bardzo nie klnę. Ale ja mam takie słownictwo w życiu. Lubię sobie wymyślać słowa. Metafory i neologizmy to jest mój konik. Ujeżdżam na oklep. Ostatnio poszedłem jednak w jakieś takie ciężkie klimaty społeczne. I prawie sam dostałem od tego nawrotu depresji. Polska to ciężki kaliber. Piwo tańsze niż mineralna, bo żeby tam wytrwać to trzeba być wiecznie na haju.

Powiedz otwarcie i po dresiarsku — jaka jest Polska?

To zadupie Europy. Wygląda jak jej nocnik. Jako kraj wyglądamy jak europejskie wypróżnienie. Każde państwo zostawia w tyle rasizm, homofobię, a u nas w tym zaścianku blackface to rozrywka na Polsacie, konkursy wygrywają ciągle jakieś ślepe niemowy, sukces to powód do oplucia i umniejszenia, to kraj Bazyliszków. Mentalnych wieśniaków. Sam jestem mentalnym wieśniakiem ze spaczonym DNA. Czy ktoś zauważył, że Polska to kraj jednej kultury i jednego zacofania? My nie znamy kultur, ras, nie wiemy jak się z nimi obchodzić. Tylko różaniec i monopolowy. Polska to kraj który płynie “Ojcze Nasz, któryś – a wpierdol chcesz?” oraz “Zdrowaś Maryjo, kurwa mać!”. W kraju, w którym nie odróżnia się homoseksualizmu od pedofilii i w którym “słowo przeciwko kościołowi to słowo przeciwko Polsce” — hipokryzja to największe zło. Wszyscy niby tacy świątobliwi, ale każdy ogląda pornole i rajcuje się jebankiem na sianku. Przecież o tym są wszystkie piosenki disco polo. Kici kici miau, będę Ciebie brał, brał. Przecież to doskonale charakteryzuje nasz naród.
I wieczna żałoba. Nie tylko pod paznokciem.

Co z tego wynika? Jak żyć? Uznać, że to kraj niereformowalny i cyrkowy. Jakiś humanoidalny skansen pełen potomków Lechitów i wyjechać do Czech (bo na pewno nie do Anglii), czy przeistoczyć się w neopozytywistę — w nowego Żeromskiego pracującego u podstaw “za miskę ryżu” — jak mówi nasz pisowski premier. Jaka jest Twoja rada dla młodzieży, która nas czyta i właśnie zdała maturę, stojąc przed wyborem drogi życiowej?

Rada dla młodzieży? Polexit. Spadajcie stad. Co to za życie za 2500 na rękę w stolicy? Nawet za 3 kafle? To jest jakiś survival. Bez Destiny’s Child. O tym się powinno reality show zrobić. Jak żyją młodzi po studiach. Gwarantuje ci, że byłby hit. Mogę napisać scenariusz. I wszyscy ci, którym się wydaje jak to w Polsce jest dobrze, a domy budują z funtów zarobionych na socjalu w Anglii albo na jednym pokoju w trojkę — może wreszcie skończyliby pieprzyć. Taka ta Polska dobra. To czemu nie zapierdalasz na budowie w ojczyźnie tylko do ciapatych jedziesz żeby AR JU TALKING TU MI TEA WHO YOU YEAH BUNNY? Polski Pan na włościach. Najebany już przed lotem do kraju.

Ja jestem emigrantem pełną gębą.

Zmieniłem się mentalnie. Kumam więcej, widzę więcej, ale Polska nie jest na edukację gotowa. Polska lubi zacofanie. Jak słyszę, że dzisiaj, ktoś w wieku lat dwudziestu nie mówi po angielsku, w języku, którym mówi cały świat, to mam załamkę. Tak jak te telewizyjne blachary aka Top Madl co idą i chcą w świat, a tu ani me ani be, to mi się nóż w kieszeni otwiera. To jakiś powód do dumy? Być amebą? Reformę mogą przeprowadzić tylko młodzi i oni się powoli budzą, ale zobacz, ile jest tej wszechpolskiej ropy i nazistów. To są młodzi ludzie. Przyszłość narodu? Debil salutujący w imię Hitlera i nienawiści? Rzeczywiście, jasna ta przyszłość będzie… Jak światło bijące z niepokalanych zakrystii.

Nie chce przynudzać, ale są sensowni ekonomiści, którzy obliczyli, że można kraj szybko postawić na nogi, jeżeli zacznie się racjonalnie nim zarządzać. Widziałem np. u Biedronia taką infografikę — „jeżeli wycofamy się z finansowania lekcji religii w szkole, to w 3 lata oddłużymy wszystkie szpitale w kraju” — takie porównianie robi wrażenie. Polskę można zreformować gospodarczo i społecznie, jeżeli ktoś wyśle tych wszystkich błaznów z PiS, PO, PSL, SLD, KUKIZ15 na śmietnik historii kartką do głosowania. Jeżeli ktoś urządzi tu rewolucję obyczajową na wzór lat 70′ we Francji i USA.
Ty mówisz: spadajcie stąd. Ja mówię: rozwalmy to wszystko w drobny mak i zbudujmy coś nowego. Wchodzisz w to?

A mogę wejść w to na odległość? Mnie jest dobrze tu, gdzie jestem. Cytując moją przyjaciółkę, doskonałą pisarkę — Magdalenę Parys — “Z Polską łączy mnie już tylko język”. Moim domem jest Anglia. Rewolucje niech robią ci, którzy w tym kraju mieszkają. Wspomogę słowem. Ja według niektórych nie mam prawa do wypowiadania się na temat Polski, bo “nie płacę tam podatków”. Otóż płacę i w UK, i w Polsce. Ale ja twarzą żadnej rewolucji nie chce być. Żadnego ugrupowania, żadnej partii czy LGBTQ. Nie moje małpy, nie mój cyrk. Chociaż wkurwia mnie to, co się tam dzieje. Może to resztki patriotyzmu. Na pewno. Bo inaczej nic by mnie to nie obchodziło, a tak nie jest. Urodziłem się w Polsce, ona mnie ukołysała, mam tam rodzinę. To mój drugi dom. Usłyszałem ostatnio “Jak Ty nienawidzisz tego kraju”. Pomyślałem, jednak nie kumają.

Pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Jesteś na pewno o wiele lepszym obserwatorem krajowego showbiznesu niż ja. Jak oceniasz krajowe media, nasze „osobistości ze świata kultury i sztuki” — jak to się ładnie mówi. Jest ktoś, kto Cię wkurwia i nie możesz na niego patrzeć? I z drugiej strony: ktoś, kogo bez dwóch zdań szanujesz, podziwiasz, śledzisz i lajkujesz.

Nie śledzę żadnych influencerów. Śledzę ludzi, których znam, zresztą ja nie jestem wybitnie Instagramowy. Nie mam ani cycków po siłce, ani białego uśmiechu, zamiast przez godzinę robić sobie jedno zdjęcie wole w tym czasie napisać tekst, ale dzisiaj Instagram mają wszyscy, to i ja mam. To bardziej komunikator z moimi przyjaciółmi. Czasami wrzucę jakiś debilny filmik. Nie nagrywam tam niczego na bani ani nie obnażam specjalnie prywatności. W ogóle nie mówię o swoim życiu prywatnym. Szanuje artystów. Jedyną gwiazdą, którą śledzę, jest Kate Moss. Kaśka to moja ikona. I Macy Gray, ale to przyjaciółka, zresztą pracują z jej córką na swojej stronie. Happy jest moim fotografem. Bardzo jej kibicuje — też zmaga się z depresją. To bliski mi temat. Wiele osób myśli, że ja jestem jakimś sfrustrowanym hejterem, a to nieprawda. Szanuję wiele nazwisk. Muzycznie od lat Steczkowska, Nosowska, Bartosiewicz, Patti Yang, Reni Jusis, Kora, Renata Przemyk, czy moja ukochana Katarzyna Groniec. Dużo jest nazwisk, które lubię. Ostatnio Ania Karwan, Król, Wczasy i Sorry Boys. Podobają mi się Tęskno i Kasia Lins. Oni mnie zachwycają i emocjami, i tekstami. Nie znoszę tych wszystkich blogerek i wciskających jakiś kit za kasę. Ja i tak tego nie kupuję. Sledzę autorów książek albo dziennikarzy: Karolinę Korwin-Piotrowską, Marcina Cejrowskiego, Małgorzatę Domagalik, Magdę Parys czy Macieja Marcisza. Śledzę ludzi, z którymi pracuję i się przyjaźnię — artystów, piosenkarzy, modeli, fotografów, choreografów. Instagram ma mnie inspirować, a nie drażnić, więc buduję sobie własną przestrzeń tak, jakbym robił menu we własnej knajpie. Nie chcę oglądać byle gówna. I żadnych artystów denatów, szukam młodych. Trupom pieniądze są niepotrzebne.

Znasz się dobrze na ecommerce i marketingu? Jak doszedłeś do swojej marki i pozycji w sieci? Ktoś Ci pomagał czy wszystko robiłeś sam? — po trochu i po cichu, ucząc się na błędach.

A ja mam pozycję? Serio pytam. Nie śledzi mnie znowu aż tak wiele osób. Zresztą te liczby są złudne. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Internetowa rotacja. Nie płaczę, jak mi ktoś mówi, “nie podoba mi się, co piszesz”. To nie czytaj. Proste.

Co ja mam z tą wiedzą zrobić, że komuś się nie podobam? Pójść na całość i po żyłach? Siebie sam odkryłem i dryg do pisania, potem zrobiła to Kamila Kicińska z LIFESTYLE’a, potem Maja z DJ Maga i Tyrone z nowojorskiego IDOLL Magazine. I poszło. Naprawdę przewinąłem się przez wiele tytułów. A potem długo nic, bo przestałem pisać. Na prawie 4 lata. I zniknąłem. Aż do 2016 i wtedy podrzuciłem swój tekst Karolinie Korwin-Piotrowskiej. Byłem wtedy w bardzo złym psychicznie stanie. Tekst miał 250 tysięcy wyświetleń. To był list do Beaty Pawlikowskiej po wydaniu jej arcydzieła, o tym, że wyszła z niemocy depresji. Opowiedziałem w nim o sobie. Tak szczerze i ludzie to uznali za swoje. Dostałem mnóstwo wiadomości z gratulacjami i ich osobistymi historiami. Odpowiadam na wszystkie wiadomości, bo jeśli ktoś poświęca mi czas na ich napisanie, to moim zasranym obowiązkiem jest odpowiedzieć. To niezwykła odwaga wyżyłować się z siebie komuś, kogo się nie zna. Doceniam to. Ja nigdy niczego nie kalkuluję. Publikuję, kiedy mi się podoba, kiedy czuję. 8 marca założyłem portal bartekfetysz.com wraz ze swoim przyjacielem, Pawłem Jaskólskim, który ma wiele talentu, jest równie szalony jak ja i jest moim dyrektorem kreatywnym. Odpowiada za wygląd strony. Składa wszystko do kupy.

Ja wybieram zdjęcia, piszę, przeprowadzam wywiady. Dopiero się rozkręcamy. Za moment będę gryźć też po angielsku. A na marketingu się nie znam. Paweł jest w tym specem. Ja jestem tylko gryzipiórkiem na zlecenie.

Nie podejmuję się oceny jaka to “pozycja” — słaba czy mocna, ale na pewno wyszedłeś z tłumu laptopowych “gryzipiórków” na światło dzienne. Kilku moich znajomych czyta to, co piszesz, regularnie plus robi Ci shares, więc jesteś na dobrej drodze do Alei Gwiazd [śmiech]. Co chcesz osiągnąć jako dziennikarz? Tylko nie wypieraj się tego, że chcesz być sławny i bogaty — to nie “po amerykańsku” — tego chcą wszyscy twórcy, nawet Banksy, różnica jest taka, że każdy inaczej chce swoją sławę wykorzystać.

Chciałbym znaleźć odpowiednich partnerów i sponsorów do stworzenia z bartekfetysz.com opiniotwórczego portalu bez układów. Portalu liczącego się na rynku. Bo ludzie mi zaufali i chcą obnażenia tego syfu. Tak jak historii z Jemiołem i aukcją charytatywną. Chcę wygrzebać talenty. Ludzi, którzy lubią wojować piórem, którzy zadają niewygodne pytania nawet jeśli grozi to wyproszeniem z wywiadu. Mnie moda fascynuje, co widać w edytorialach, które wybieram na stronę albo stylizuję. Marzę o tym, aby z internetu przenieść się na papier — mieć własny FETYSZ Magazine, czego ta strona jest początkiem.

Pracuję z najlepszymi.

To oczywiście moja subiektywna opinia. Jest Fiolka Najdenowicz — według portali plotkarskich, kiedyś gwiazda, dzisiaj sprzątaczka na emigracji. To takie śmieszne. A ja nie znam drugiej kobiety z takim dystansem do siebie. Jej album sprzed iluś tam lat jest do dzisiaj aktualny. I świetnie brzmi. Pisze dla mnie Ulka Kamińska — niesamowita malarka, jej pasja jest jak wirus, zaraza. Ona operuje kredkami jak nikt inny. Pojawił się cykl listów z Piotrkiem, PigOutem, facetem, który szama tak, że przy jego tekstach Mortal Kombat to Czarodziejka z Księżyca. Jest Marta Plusa, pisarka, waleczna feministka, która ostatnio zamarzyła sobie, aby zostać CosmoGirl. Jest moim jednorożcem. Chyba padnie, jak to przeczyta. I Niewyparzona Pudernica, fetyszystka śniadaniowych kanap. Niezwykła. Myślę, że tacy ludzie mogą zmienić oblicze polskich mediów i mediów w ogóle. I ja chcę się pod tym podpisać nazwiskiem. A potem wydawać książki. Swoje i cudze. Mam apetyt na życie, bo jest wyborne.

Co jest fascynującego w modzie? Przecież to tylko ubrania.

Moda to sztuka. Mógłbym tak samo zapytać Ciebie, co jest fascynującego w sztuce? Druga sprawa — załóż na siebie płaszcz od Versace i powiedz, że nie czujesz się jak milion dolarów. Nie mam obsesji na punkcie metek, ale kilka perełek mam ulokowanych w szafie. Ubrania to odzwierciedlenie naszej indywidualnosci.

“Moda to sztuka” — dobra odpowiedź — przynajmniej prosta i krótka. Moda to szeroki temat, dlatego pozwól, że zapytam Cię nie o modę, ale o świat mody, bo przecież ten świat tworzą ludzie z krwi i kości, a nie jacyś olimpijscy bogowie. Do mediów od czasu do czasu przebijają się newsy na temat nadużyć w tej branży — głównie chodzi o narkotyki i zmuszanie do seksu. Plus płatna protekcja. Ty możesz być blisko tematu, z uwagi na miejsce zamieszkania i bliskość London Fashion Week. Co się dzieje za kulisami pokazów mody? Kokaina sypie się kilogramami, a po pokazach wszyscy idą na after party gdzie pieprzą się do rana jak króliki żeby odreagować stres — prawda czy fałsz?

Nadużycia to codzienność, tak jak i rasizm. Kody D410 w Versace, Serena w Moschino. Rasizm w Louis Vuitton. Pisałem o tym w książce. Co dzieje się za kulisami pokazów mody? Bardzo ciężko się pracuje. Na London Fashion Week jestem regularnie, przerwy między pokazami to często godzina, w trakcie której jedna ekipa się zwija, a druga szykuje. Sto rąk dokoła jednej twarzy, dopinanie, czesanie, przebieranie, a potem dwadzieścia minut pokazu i zbieranie majdanu i do domu. Albo na after.

A co sie dzieje na afterach? I don’t kiss and tell. Nie wszystko na sprzedaż. Ale na przykład Victoria Beckham zabiera cala swoja ekipę i gości pokazu do butiku i jest zamknięte party z szampanem i cateringiem. Jest David, jej dzieci i rodzice. Dużo znanych nazwisk, dziennikarze, VIP klienci. A potem w kiblach brakuje ręczników, świec, sprayów czy balsamów do rak Dyptique. Bo kradną. Na bani.

To, że jest czesanie, przebieranie i dopinanie to wszyscy wiemy z TV. Co jeszcze? To jest Eprawda — musisz coś ujawnić [śmiech — Victoria Beckham nie przeczyta tego wywiadu]. Jest sztywno, prawda? Bo każdy obawia się o swoją reputację i bardzo się pilnuje. Byłem fotoreporterem w UK i kilka razy fotografowałem red carpet w Londynie, VIP party też, choć z innej branży. Wszyscy byli naprawdę mili i wyluzowani — to ludzie o wysokiej kulturze osobistej, ale kiedyś podeszła do mnie organizatorka z British Beach Polo Championship w Sandbanks i poprosiła mnie żebym nie fotografował pijanych osób — to nie było potrzebne, bo i tak bym tego nie zrobił. Prawdziwa rozpusta rozpoczyna się w hotelowych pokojach i prywatnych rezydencjach. Jakiego rodzaju ludzie pracują w Twojej branży? Egocentrycy? Pozerzy? Snobi? Patrzą na każdego obcego z góry? A może wprost przeciwnie?

Nie mogę o wszystkim powiedzieć. To jest bardzo słabe, tak wywlekać wszystkie brudy. Ale na after party wszyscy się bawią, a nie stoją jak ćwoki. Tańce i swawole. Jak w każdym środowisku, pada tam wiele propozycji “zawodowych” i albo się na nie zgadzasz, albo nie… Jest dużo alkoholu i jeszcze więcej atrakcyjnych ludzi. Co do branży, nie otaczam się pozerami ani amebami. Lubię ludzi pracowitych i inteligentnych. Konkretnych. A pijanym ludziom nie robi się zdjęć, chyba że na DailyMail albo innego szmatławca. Kogo interesuje czyjaś zachlana morda? Chyba tylko jakąś hienę. To jest niskie, robienie takich zdjęć, tak jakby ich autor nigdy się nie nawalił. Dajta żyć do cholery. Dlatego na afterach albo zamkniętych imprezach obowiązuje zakaz robienia zdjęć, chyba że jesteś Kardaszjanka, bo ta wszędzie musi ten odwłok fotografować. Free Willy przy każdej okazji. Po co szukać rozpusty tak daleko? Zajrzyj na listę Cezarego, dilera gwiazd, i już będziesz wiedział, komu dowoził kotlety, a komu korniszony.

A propos pijanych ludzi i zdjęć — Maciej Dakowicz zrobił fotoreportaż pt. “Cardiff o zmroku”, który obiegł pół świata, wywołał wielki skandal, a jemu wyrobił nazwisko, więc w tej kwestii nie byłbym taki ortodoksyjny. Ale jasne, tamta sytuacja była trochę inna — to była robota reportera. Z Londynem moim zdaniem jest taki problem, że jest zbyt blisko kraju i mieszka tam zbyt wielu naszych rodaków. To rzutuje na to, jak jesteśmy tam postrzegani. Skoro pytałem Cię o to jaka jest Polska, pozwól, że teraz zapytam w podobnym stylu — jaki jest Londyn? Jaka jest Anglia?

Ksenofobiczna. Nie ma nic gorszego niż nawalony Angol. Sorry, jest — nawalona Angielka. Rzygają w metrze, przewracają się na ludzi, zaczepiają… Londyn jest też mimo wszystko czasami homofobiczny — jest sporo ataków na tle seksualnym czy rasowym. No i to ciagłe “kradniecie nam pracę”. Ja sie z tym często nie stykałem, zazwyczaj biorą mnie za Szweda. Zdarzyło mi sie raz, że nie dostałem roboty przez narodowość. Skąd wiem? Bo dwa dni później wysłałem to samo CV, ale zamiast Bartek Fetysz wpisałem Bjorn Svensson i oddzwonili. Mógł być to jednak przypadek i inna osoba czytająca CV. Mieszkam tu 9 lat, Londyn sie zmienił na gorsze, moda zniknęła z ulic, dużo turystów, ta fajna awangarda gdzieś sie ulotniła. Pamiętam imprezy sprzed paru lat, Caligula i DJ grający w klatce, East Bloc, Gigolo czy chociażby kultowe The Egg. Teraz wszystko sie przenosi do Berlina. Londyn to też bańka mydlana. Nie czuje się tu upływajacego czasu, mnie sie ciągle wydaje, że mam 27 lat i ta złudna młodość mi odpowiada. W Polsce po trzydziestce od razu bachory i pieluchy. A tu uderzasz na rave. To też szkoła życia, mało ludzi rozumie, że emigracja to zaczynanie od początku. Nikogo nie interesuje twoje doświadczenie, jeśli nie masz go zdobytego w tym kraju. I, niestety, to bardzo samotne miasto, dużo samobójstw. Co roku ktoś, kogo znam, odbiera sobie życie – w metrze wiszą reklamy antydepresantów. Związek z kimś między strefą 1 a 3, to związek na odleglość. Czasami po prostu i odleglości, i plan dnia nie pozwalają ci się z nikim spotkać — niby masz przyjaciół, ale jak co do czego przychodzi, to czujesz się sam.

Stąd powodzenie aplikacji do randkowania. Nie znam ani jednej osoby, która ich nie ma. Sorry, znam. Ja nie mam żadnej. Usunąłem wszystkie. Jestem kompletnie niezwiązkowy. Pracuję nad związkiem z sobą samym. To ciężka robota.

Po której stronie barykady stoisz: mediów mainstreamowych czy niezależnych, kultury oficjalnej czy kontrkultury? Po stronie słynnego 1% czy Occupy Together? Po stronie silnych czy słabych? Biednych czy bogatych?

Zawsze po którejś, zgodnej z moimi przekonaniami w danym momencie. Nigdy nie gram na środku boiska. Fetysz to maksymalista i ryzykant. Dlatego, jak ktoś mi daje w mordę, to się podnoszę. I oddaję. NIe udaję już, że pada deszcz jak ktoś mi spluwa charą w twarz. Rozkładam parasol, ale najpierw opluwającemu wkladam go złożonego w dupę.

Jak się przygotowujesz na koniec świata? Mówię poważnie — moim zdaniem ludzość się nie zmieni i utoniemy wkrótce we własnych gównach, śmieciach, odpadach, udusimy się smogiem, spopielą nas nieznośne upały, wycieńczą susze. Zbliża się koniec cywilizacji, jaką znamy. I to nie jest kwestia 200 lat tylko 20, a więc jeszcze Twojego pokolenia.

Uczę się siebie kochać. Jak już umierać, to przynajmniej jako szczęśliwy człowiek, a nie zakompleksiony i nie lubiący siebie frustrat. Coraz mniej rzeczy we mnie mnie frustruje. Ja tam wierzę w happy endy. Na koniec świata też se palnę happy end. Na twarz.

Dziekuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów.

Bartek Fetysz wywiad rozmowa Polska media moda muzyka prasa dziennikarstwo

Zobacz również

SYNDROM BIJONS (2018).
RUHM MACHT FREI. MEDIALNE GETTO.
LAMENT.

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...