Jakbym to już gdzieś widział. Ten sam obszar, ale zupełnie inna aura. Kontury się zgadzają, linie na mapie prawie dokładnie te same, tylko zamiast pobrzmiewać dumą i wspomnieniem wielkości, ociekają krwią. Nie wiem czy Timothy Snyder miał tego świadomość, a nawet jeśli, to chyba w żadnym miejscu się z nią nie zdradził. Ale wytyczając w swej książce granice „Skrwawionych ziem”, obszaru Europy środkowo-wschodniej, na którym w latach 1933 – 1945 wymordowanych zostało czternaście milionów cywilów, „niechcący” wyszedł mu obszar I Rzeczpospolitej.