"(...) Jest mnogość prawd. Nie ma jednej - pisał Kant. Dlatego, to co wyleje się poniżej jest naturalnie i wyłącznie moją pokraczną opinią, ale nie potrafię oprzeć się pokusie, nie potrafię zatrzymać w sobie dłużej rozżalenia i gniewu. A zatem niech się stanie.
Zjawisko tiktok-owych influencerów, specjalistów “od książek” budzi we mnie głęboki niepokój. Profile te obserwowane są nierzadko przez tysiące osób, często bardzo młodych, podczas gdy właściciele tiktok-owych kanałów, bez najmniejszego poczucia odpowiedzialności za prezentowane treści opowiadają młodym o książkach.
Celowo nie używam określenia “ o literaturze” zastępując to słowo “książką”, bo jednak literatura jest sztuką, opowieścią pełną głębi, uniwersalną narracją o człowieku i światach, w których funkcjonuje. I chociażby to była wyłącznie fikcja, to jednak jej oś rzadko bywa zmyśleniem, a najczęściej osadzona jest w doświadczeniu.
Natomiast “książka” w znaczeniu, w którym jest prezentowana przez przywołanych tutaj “influencerów” jest po prostu przedmiotem.
Nie chodzi o to, że książka nie jest rzeczą. Jest nią i niech sobie będzie. Książka nawet jako przedmiot zasługuje na podziw i uznanie, pod warunkiem, że interesuje nas to, co znajduje się w przestrzeni między okładkami oraz czy to, co się tam znajduje jest literaturą, czy jedynie stosem liter ułożonych w jedną z miliona historyjek, które powstały, chociaż nie musiały powstać, bo nic więcej poza historyjką w nich nie ma. Są za to kolorowe okładki, gigantyczne nakłady, a dzięki przelewom z wydawnictw na konta influencerów, są także czytelnicy.
Wydawałoby się, że ten układ istnieje z korzyścią dla wszystkich. I prawdopodobnie tak jest. Oczywiście traci na tym wyłącznie, a może przede wszystkim - literatura. Ale kogo ona w gruncie rzeczy na TikToku obchodzi. (...)"