Avatar użytkownika

Marcin Zegadło

13
patronów
285 
miesięcznie
27 290 
łącznie
13
patronów
285 zł 27 290 zł
miesięcznie łącznie

Posty

09.08.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Moja skłonność do poddawania się emocjom sportowym jest niewielka. Emocje sportowe traktowałem zawsze tak jak dorosły traktuje dziecko, którego po pierwsze - nie rozumie, a po drugie uważa, że jest od dziecka mądrzejszy. Oznacza to, że emocje sportowe traktowałem zawsze z pobłażliwością. Nie oznacza to, że im się nie poddawałem. W okresie studiów w ponurej, acz ukochanej Łodzi, przez pięć lat śledziłem rozgrywki Ligi Mistrzów. Okienka transferowe, różnice bramek, play-offy, wszystko to przeżywałem na równi z moim współlokatorem i naszym wspólnym znajomym, który w tym czasie intensywnie zabiegał o względy mojej siostry (ale o tym za chwilę). Więc poddawałem się emocjom sportowym w pewnym sensie z przyczyn “środowiskowych”, ale też z osobistego upodobania, bo mam coś takiego, że kiedy zaczynam się czymś interesować, to jest to zainteresowanie dogłębne, konsekwentne, często przechodzące w kompulsje. I jeszcze jedno. Rozgrywki piłkarskie są doskonałym pretekstem do korzystania z przyjemności jaką niesie ze sobą spożywanie alkoholu. I wbrew pozorom proces jego spożywania nie był ograniczony 90 - minutowym trwaniem meczu. Nie zależał on również od doliczonego czasu gry oraz trwania dogrywki. Piło się także podczas rzutów karnych ale i (a może przede wszystkim) po zakończeniu spotkania rywalizujących ze sobą drużyn, bo albo klęska albo zwycięstwo - zawsze znajdzie się powód i usprawiedliwienie. Piłka nożna i alkohol są nierozłączne i nie dotyczy to wyłącznie sytuacji, kiedy rozgrywki te śledzą kibice płci męskiej, ale również kobiety nie odmówią sobie odrobiny wody nasączonej procentami. Używam słowa “odrobina” z uwagi na ostrożność, ponieważ niejednokrotnie zdarzało mi się widzieć niewiasty znajdujące się w szale emocji sportowych, który niekoniecznie wynikał z przebiegu rozgrywek. (...)"

06.08.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Jednym z autorów, którym przygląda się Czaja jest Jerzy Nowosielski. Tutaj ukazany jako “teolog” prawosławia. “Teolog”, który dla kształconych na uniwersytetach teologów bywa cokolwiek bełkotliwy, ale z całą pewnością bywa też oryginalny. Być może to złe słowo, bo Nowosielski ryzykuje wiele. Piszę tutaj o Nowosielskim nie bez powodu pisząc uprzednio o Szoa. Nowosielski koncentruje się w pewnym momencie na cierpieniu zwierząt. Na ich uprzedmiotowieniu przez chrześcijaństwo. Na ich mordowaniu “na pokarm”, mordowaniu zderytualizowanym, a tym samym pozbawionym jakiegokolwiek sacrum. I w zasadzie mogłoby skończyć się na współczuciu, tyle że Nowosielski porównuje farmy hodowlane do obozów koncentracyjnych. W tym wymiarze jak pisze Czaja, chodzi o status ontologiczny zwierzęcia - jest ono “kimś” lub “czymś”. “Jeśli zwierzę jest kimś, wówczas nabywa takie same prawa do istnienia jak my. Jeśli byt zwierzęcia zostaje zrównany z rzeczą, wówczas wolno nam postępować wobec niego przedmiotowo, a takie rozumowanie wyzwala w nas również z jakichkolwiek zobowiązań moralnych wobec niego. Nikt nie pyta kamienia, czy może go kopnąć.” Analogia pomiędzy obozem koncentracyjnym, a kurzą farmą - gdzie hodowane, są kurczaki, które pójdą na rzeź - wydawać się może (i w swojej istocie jest) obrazoburcza. Z drugiej strony Nowosielski tę analogię stara się uzasadnić i ja to kupuję, mimo tego, że Zagłada i jej absurdalny, administracyjny charakter pracują we mnie od lat niemal dwudziestu, a teksty Zagłady zostaną już ze mną na zawsze. (...)"

12.07.2023 Komentarze: 4

"Fikcje. Dziennik"

"(...)Problem polegał na tym, że po raz trzeci w okresie trzech tygodni zostałem umówiony do tego samego medyka za każdym razem będąc umawianym z innym niż poprzednie schorzenie. Co czuje dorosły mężczyzna w podobnej sytuacji? Czuje, że mu się to należy. Należy mu się nawet wstyd, który przeżywa w związku z faktem, że zarówno “na rejestracji” jak i w lekarskim gabinecie uchodzi za hipochondryka, a jeśli nie za hipochondryka to z całą pewnością za zjeba, któremu się wydaje, że “pan doktor” nie ma nic innego do roboty i tygodniami czeka na jego wizytę, jego zropiałe gardło, jego duszności, jego strzykanie w krzyżu, jego szumy płucne, zastrzały, spadki i skoki temperatury. Podjąłem jednak wyzwanie bezwstydny i zdecydowany zmierzyć się z własnym upokorzeniem. Przekroczywszy drzwi gabinetu nie zdążyłem jeszcze ust otworzyć, kiedy delikatny jak przebiśnieg i tak samo blady, młody medyk zapytał: “No, to z czym tym razem panie Marcinie?” Od tej chwili wiedziałem już, że reszta naszej rozmowy przebiegnie w tonie pobłażliwej troski ze strony lekarza oraz udawanego przeze mnie ironicznego dystansu do siebie. W konsekwencji zmieniono mi antybiotyk, który mam łykać przez kolejne dziesięć dni, co oczywiście skończy się rozległą infekcją grzybiczą, która sprawi, że tym razem mój dermatolog zapyta mnie o to samo, o co zapytał mnie delikatny jak młodziutkie wino, początkujący przeuroczy medyk. “Z czym tym razem, panie Marcinie?” zapyta mój dermatolog, a ja odpowiem: “Lepiej niech pan nie pyta panie doktorze”, ale z całą pewnością będzie już za późno. (...)"

Dołącz do grona Patronów!

Wesprzyj działalność Autora Marcin Zegadło już teraz!

Zostań Patronem