"(...) Jestem po czterdziestce. Być może nie czuję tego, a nawet o tym zapominam, tymczasem mam wrażenie, że z wolna zaczynam się sypać. A to duszność, a to dłoń drży mi bez wyraźnego powodu, a to bóle głowy i karku, a to w kolanie strzyka, a to gardło stale pobolewa. Nie to, żebym na siłę szukał sobie chorób, zauważam jednak, że to już nie to samo co dziesięć lat temu.
Krzywy wysyła mnie do lekarza: “Idź do lekarza” - mówi, by po chwili dodać - “Albo przynajmniej lecz się sam” - bo Krzywy siedzi w literaturze medycznej i zdobywa wiedzę o tym jak unikać specjalistów, którzy ze specjalistami mają najczęściej wyłącznie to wspólnego, że posługują się ich cennikiem. I w tym Krzywy ma rację.
Wystałem się ostatnio u specjalisty, wszedłem na dziesięć minut, wystawiłem język i z tym wystawionym językiem opuściłem gabinet, ponieważ nie zdążyłem się zorientować, że jest już po wszystkim. Oczywiście zapłaciłem 250 złotych, żeby nie było, że się specjalista nie ceni. Ostatecznie buduje sobie markę przez progi cenowe. Ja to rozumiem i ja to szanuję, ale niechże wizyta trwa przynajmniej minut dwadzieścia. Nie oczekuję natychmiastowego uzdrowienia. Wiem, że lekarz to nie Jezus, a ja koniec końców jestem w stanie dużo lepszym niż Łazarz. Ale nie o tym. (...)