Avatar użytkownika

Marcin Zegadło

13
patronów
285 
miesięcznie
27 300 
łącznie
13
patronów
285 zł 27 300 zł
miesięcznie łącznie

Posty

27.06.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Czytać jednocześnie listy Flauberta do Luizy Colet i “Królestwo lęku” Huntera S. Thomsona, na dodatek siedząc w Zakopanem, to jest jednak mentalne samobójstwo. Konfrontacja czułości i obłędu uczucia z wulgarnością i piedrolnięciem Thompsona (uwielbiam) oraz z pakietem młodzieńczych wspomnień związanych z aktualnym miejsce pobytu, to jest śmiertelna kolizja na skrzyżowaniu gatunków i położenia geograficznego. No bo weźmy na przykład taki fragment z Flauberta: “Dwanaście godzin temu jeszcze byliśmy razem. Wczoraj o tej porze trzymałem cię w ramionach…Pamiętasz? Jakie to już dalekie! Noce są teraz ciepłe, przyjemne; słyszę, jak wielki tulipanowiec pod moim oknem drży na wietrze.” I taki oto fragment z Thompsona: “ Moi funfle z pierdla na co dzień mówili mi Prezydent, piękne dziewczyny w czwartkowe popołudnia składały mi osobiście wizyty, lecz mimo wszystko zachowałem na tyle zdrowego rozsądku, by nie budować na tym poczucia własnej wartości (...) Z pipkami radziłem sobie naprawde dobrze, jazda nadal była czymś rewelacyjnym - czymś na miarę lotu rakietą.” Jeśli dodać do tego Góralskie Księstwo u wlotu na Krupówki i podlać to jeszcze kwaśnicą, to ma człowiek wrażenie, że wyjebało mu korki i pogrąża się w ciemności intelektualnej niemocy. Konfrontacje. A Mark Twain na to: “Różnica pomiędzy słowem właściwym i prawie właściwym jest dokładnie taka, jak pomiędzy błyskawicą i robaczkiem świętojańskim.” Ostatecznie bliżej mi do języka Thompsona, ale czułość Flauberta również nie jest mi obca. Powiem więcej. Nie jest mi obce również jego dramatyzowanie, szukanie sobie pretekstów do “nic nie robienia” oraz nawiązywania toksycznych realacji, z których nie sposób wykaraskać się sprawnie i szybko, dlatego brodzi się w nich przez długie miesiące, a może i lata tak, jak brodzi się w stojącej, zatęchłej wodzie. (...)"

23.06.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Moja szkoła podstawowa miała za patrona generała Zygmunta Berlinga. Mieliśmy izbę pamięci, w której moim ulubionym eksponatem był stalowy chełm przebity odłamkiem. Fascynował mnie fakt uderzenia odłamka w czaszkę jego właściciela. Fascynował mnie niezdrowo. Ale czasy były takie, że szlak bojowy, Lenino i ziemia nasiąkła krwią polskiego żołnierza żyły w nas i pracowały w naszej wyobraźni. W zasadzie dzisiaj, pod rządami prawicy jest podobnie, tyle tylko, że Lenino zastąpiło Monte Cassino, a szlak bojowy ze wschodu na Berlin zastąpiono Powstaniem Warszawskim i Brygadą Świętokrzyską. Stojąc na placu apelowym przed moją podstawówką 1 września 1984 przyglądałem się wprowadzeniu pocztu sztandarowego nie mając pojęcia o tym, co mnie czeka. W liceum było już inaczej, bo początek lat dziewięćdziesiątych to był paździerz, który udawał dąb, ostatecznie sosnę. Mniej już w nas było szlaków bojowych, więcej potrzeby posiadania oryginalnych adidasów lub kaset z dobrym grungem. Co więcej - jedno i drugie, stało się dostępne, tyle że nie wszystkich było na to stać. Stojąc w sali gimnastycznej 1 września 1992 nie wiedziałem, że w ogólniaku najwięcej dzieje się na przerwach i po szkole i że uczucie “zakochania” to jest kokaina. Trafić w liceum na interesujących ludzi to jest wygrać los na loterii. Trafić w liceum na interesujących ludzi, to jest obietnica fantastycznych czterech lat i żaden psychopatyczny nauczyciel fizyki nie ma najmniejszego znaczenia wobec takiego strzału w środek tarczy. Kochał się człowiek na potęgę, porzucał i był porzucany, czytał i egazltował byle gównem, ale przecież wtedy stawał się tym, kim jest teraz. Nie wiem, czy to jest dobrze, czy źle, natomiast mój ogólniak to była przygoda. (...)'

17.06.2023 Komentarze: 1

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Jest mnogość prawd. Nie ma jednej - pisał Kant. Dlatego, to co wyleje się poniżej jest naturalnie i wyłącznie moją pokraczną opinią, ale nie potrafię oprzeć się pokusie, nie potrafię zatrzymać w sobie dłużej rozżalenia i gniewu. A zatem niech się stanie. Zjawisko tiktok-owych influencerów, specjalistów “od książek” budzi we mnie głęboki niepokój. Profile te obserwowane są nierzadko przez tysiące osób, często bardzo młodych, podczas gdy właściciele tiktok-owych kanałów, bez najmniejszego poczucia odpowiedzialności za prezentowane treści opowiadają młodym o książkach. Celowo nie używam określenia “ o literaturze” zastępując to słowo “książką”, bo jednak literatura jest sztuką, opowieścią pełną głębi, uniwersalną narracją o człowieku i światach, w których funkcjonuje. I chociażby to była wyłącznie fikcja, to jednak jej oś rzadko bywa zmyśleniem, a najczęściej osadzona jest w doświadczeniu. Natomiast “książka” w znaczeniu, w którym jest prezentowana przez przywołanych tutaj “influencerów” jest po prostu przedmiotem. Nie chodzi o to, że książka nie jest rzeczą. Jest nią i niech sobie będzie. Książka nawet jako przedmiot zasługuje na podziw i uznanie, pod warunkiem, że interesuje nas to, co znajduje się w przestrzeni między okładkami oraz czy to, co się tam znajduje jest literaturą, czy jedynie stosem liter ułożonych w jedną z miliona historyjek, które powstały, chociaż nie musiały powstać, bo nic więcej poza historyjką w nich nie ma. Są za to kolorowe okładki, gigantyczne nakłady, a dzięki przelewom z wydawnictw na konta influencerów, są także czytelnicy. Wydawałoby się, że ten układ istnieje z korzyścią dla wszystkich. I prawdopodobnie tak jest. Oczywiście traci na tym wyłącznie, a może przede wszystkim - literatura. Ale kogo ona w gruncie rzeczy na TikToku obchodzi. (...)"

12.06.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) Tymczasem przywołany wcześniej Amis, pisze: (...) w fikcji nie ma praw i jednocześnie wolność jest nieograniczona. Fikcja to wolność.” I trudno z tym polemizować. Zwłaszcza, że nic tak nie ogranicza piszącego jak fakty. A ponieważ inna mądra głowa zauważa, że “nie ma faktów, istnieją wyłącznie interpretacje”, naprawdę nie wiadomo, co z tym począć. Tak czy inaczej, książka pisze się i jest niemal na ukończeniu. Przede mną to, co wydaje się najtrudniejsze, kiedy się książkę zamyka. Mianowicie tytuł. Należy go teraz wymyślić. A wymyślanie tytułu w założeniu jest niesłuszne. Tytuł książki powinien przyjść sam. Powinno się go usłyszeć i tyle. Tymczasem ja nie słyszę go jeszcze i czekam. Przyznam szczerze, że czekam niecierpliwie, bo zdarza się, że tytuł książki determinuje sposób w jaki zostanie domknięta. Komuś wydać się to może bzdurą, ale takie mam z tytułami moich książek doświadczenia i nikomu nic do tego. Weekend słoneczny. Spaliłem skórę i będę teraz chodził będę śniady budząc podejrzenia, że marudzę i utyskuję, a wróciłem właśnie z tropikalnej podróży i zasadniczo chuj mi w dupę. I pomyśleć, że jeszcze kilka stuleci temu opalenizna była wstydliwą oznaką niskiego pochodzenia. Skóra jasna, niemal przeźroczysta (zwłaszcza u kobiet) dowodziła faktu pochodzenia szlachetnego, a błękit żył, mógł z kolei sugerować, błękitny kolor krążącej w nich substancji. (...)"

09.06.2023 Komentarze: 2
06.06.2023 Brak komentarzy

"Fikcje. Dziennik"

"(...) - Co to tam wisi przy ołtarzu dziadku? - pytam będąc chłopcem. - To są dary wotywne - odpowiada dziadek - kule i protezy, które oddali w podzięce Matce Boskiej, cudownie uzdrowieni. Dziadek. Lekarz. Co też wiara potrafi w człowieku naobracać. Jak mawiał mój ojciec: “na odwyrtkę”. Mojego ojca, Święta Panienka nie uzdrowiła. Żadnego cudu nie było. Umarł zanim się obejrzeliśmy i wciąż nie żyje. Tak że i Pan Jezus nie zachował się w przypadku mojego zmarłego taty, tak jak postąpił w przypadku, dajmy na to - Łazarza. Bo jak uznał (najwyraźniej), cudowna zamiana wody w wino, niedostatecznie przekonywała uczestników zabawy o jego boskości. Naiwne to i głupe, co tutaj wypisuję. Żadna to pięść wymierzona w teologię, czy nie wiadomo, co jeszcze, ale już tak mam, że kiedy się rozpędzę, to nie potrafię się zatrzymać. Zupełnie jak Święta Inkwizycja. No proszę - znowu to robię. Więc z tymi cudami, to jest jednak bardziej zawracanie dupy niż cokolwiek innego. Ale jak pokazuje przykład mojego dziadka, nawet lekarz medycyny może wierzyć w cuda. Szkoda tylko, że nie jest w stanie ich czynić. Owsiak miałby mniej roboty, a dziecięca onkologia świeciłaby pustkami. Nie wiem czy “dobry Bóg” poradziłby sobie z tą pustką, ale zupełnie mnie to nie obchodzi. Jak niemal wszystko, co Boga dotyczy. Swoją drogą dziwny z niego facet. Morduje, zsyła plagi, sądzi i strąca do piekieł gdzie jego “dzieci” cierpią wieczne katusze - ale pamiętaj człowieku - ten facet cię kocha. Jeżeli to nie jest skraj obłędu, to ja już nie wiem, co to jest (...)"

Dołącz do grona Patronów!

Wesprzyj działalność Autora Marcin Zegadło już teraz!

Zostań Patronem