"(...) więc wybrałem się na kawę w miastko. Rozejrzeć się, na wystawy popatrzeć, ludzi pooglądać jak biegną, jak się krzątają gonieni życiową potrzebą. Wybrałem się na kawę w miastko nacieszyć się wrześniowym słońcem, które sprawia, że główna ulica spacerowa, którą w miastku określa się mianem Alei, miękko gaśnie w świetle jesiennego słońca. Wybrałem się w miastko i widzę jak się Polacy i Polki spieszą. Spieszą się bo to jest kraj, w którym pośpiech widać na pierwszy rzut oka w każdym i we wszystkim. Jakże cudownie byłoby wytracić tempo do standardów Południa. Usiąść na kawę bez zdziwienia, że oto ma się odrobinę czasu. Usiąść i napić się kawy rutynowo, zwyczajnie, bez dręczącej świadomości, że to jest jednak luksus wygenerować z doby odrobinę czasu na stopklatkę. Więc wybrałem się do miastka na kawę i usiadłem w przyjemnej kawiarni, w której zwykle siadam. Miła pania podała mi bezkofeinową, zaproponowała ciastko, ja podziękowałem, bo na ciastko nie miałem ochoty, za to miałem ochotę na papierosa. Paliłem go powoli zaciągając się siwym dymem, który cuchnie i którego smrodu nie znoszę mimo tego że palę, a nie palę mało. Piłem kawę bez książki ponieważ postanowiłem przez chwilę “nie być w pracy” i nie pisać recenzji, bo to jest moje i nikt mnie do tego nie zmusza, sam się zmuszam nie wiedzieć dlaczego. Piłem kawę zajmując się jedynie podsłuchiwaniem rozmów, które toczyły się wokół mnie, bo kilka osób postąpiło podobnie i zdecydowało się na pauzę w tym biegu, gonieniu, krzątaniu się nieustannym po miastku. Mówiono o... (...)"