(...) Jedyne, co się moim rodzicom nie udało przy produkowaniu mnie, to włosy. Bo mam je liche. Łysieć zacząłem w wieku dwudziestu paru lat. Z gęstej, bujnej, brunatnej grzywy nagle zrobiły się zakola. Lodowisko czoła dla wszy, ewentualnie lądowisko dla tak zwanych helikopterów – much. Wszy nigdy nie miałem, ale postojem dla much byłem niejednokrotnie. Tych ludzkich. Za każdym razem, kiedy pisałem coś mocnego. Wypominały mi albo wagę, albo brak loka. A ja sobie zawsze myślałem, mężczyzna ze mnie jak z Pasibrzucha bulimik. Nie mogłem się bardziej mylić. Łysieje się bowiem z nadmiaru testosteronu. Oskarżam cię, za łez strumienie, za to łysienie, bliznę i krew - jak śpiewała Kayah, ale w moim słownym remiksie (...).